.

.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą life. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą life. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 grudnia 2013

"Rod instead of a fish"

I found myself here with a completely different mental attitude than ever – I'm ready to help people – what makes me easier to put up with all the inconvenience that this beautiful country serves me. Cause certainly I don't live in a luxurious hotel with the white sand beach and hammocks next to it, but at the average family's house, with never ending street noice outside. And when for a moment, for two hours max, the cries coming from internet cafes get silent, roosters start crowing - because fighting cocks is a national sport of the Philippines. Of course, apart from box fitghts of the national hero, that is Manny Pacquiao.

At first, I was going to help the Philippines onboard, now I see my goal as a long-term act, which clearly defines the saying "Give a fishing rod instead of fish."

The goal of my visit, combined with the travel experience and knowledge of this region of the world, allow me to see a number of issues, leading to very serious reflection. Trying to arrange help, during my 2-week stay I came across a lot of problems that arise from the way of life of Filipinos – it's a very friendly nation, which, however, needs a huge help in terms of widely construed education and not only..

For this moment, I don't know how the education system in the Philippines looks like, but you can see that something is deeply wrong in the subject; key example: engaging white people on the street with a shouting "Hey Joe." A taste of mockery can be felt in it, and at the same time, the desire to make contact along with abashment – absolutely explosive! Despite the fact that Spaniards occupied this region over the centuries, Americans for decades, and for many years the mass of tourists come here, it is still detectable the fact that we are perceived as "aliens" from another planet. Filipinos are calling each other by signal "ccccsssstttttttttt" - unfortunately, just as at the constant honking, there's almost no respond from them. I don't know who, to whom, and why they hiss. Especially with the noise level which prevails here.

There's pervasive poverty here, which is an integral part of the social life. Extreme poverty (beggars, the disabled, the homeless) it's always next to us - on the street, in the means of transport, bazaars, at the shops, next to the churches. Staying in the capital region Visaya - Cebu City - in the middle of the night, a few-year old, barefoot, dirty and almost naked children are mobbing me crying, "Buy Sampaguita my friend." They sell flowers, which are the national symbol of the Philippines. I ask then inwardly - Where are your parents, in the middle of the night when you are working? Unfortunately, the answer is clear – they rest or "make" at the time the new "tools" to make money.

Philippines never fall asleep, even small children do not sleep regularly – it's influenceb by high temperature, bedlam, and of course the culture of life.

Another example is the image of youth. Most 20-year-old woman already have a child that is frequently raised by their mothers. Of course, there are no divorces here, because it is a Catholic country, so either it was a "work accident" before the wedding, which will never come to existence (usually a partner also disappeared from the life of woman), or young people are separated.

While her mother is taking care of a child, a young Filipina is looking for a chance to find a U.S. passport for her and her baby - via the Internet or establishing direct contacts with foreigners that are present in the Philippines, and also during stays abroad which are most lucrative.

Unfortunately, the Philippines is the perfect image of the modern world problems, gathered at one place, which our civilization approach to - if we want to see what societies are up against, these which won't wake up from their lethargy and won't ask themselves key questions, I invite you all to the Philippines.







Znalazłem się tutaj z całkiem innym nastawieniem psychicznym niż dotychczas- gotowy do niesienia pomocy - przez co łatwiej znoszę niewygody, jakie serwuje mi ten piękny kraj. Bo przecież nie mieszkam w super hotelu, obok plaży z białym piaskiem i hamakami, tylko u przeciętnej rodziny, wśród nigdy nie cichnącego gwaru ulicy. A kiedy na chwilę, maksymalnie przez 2 godziny cichną okrzyki dobiegające z kafejek internetowych, zaczynają śpiewać koguty - bo narodowy sport Filipin, to walki kogutów. Oczywiście oprócz walk bokserskich bohatera narodowego, jakim jest Manny Pacquiao.


Początkowo miałem zamiar pomagać Filipinom na bieżąco, obecnie widzę mój cel, jako długoterminowe działanie, które jednoznacznie określa powiedzenie "Dać wędkę, zamiast ryby".

Cel mojej wizyty, w połączeniu z doświadczeniem podróżniczym i znajomością tego regionu świata, pozwalają mi na zobaczenie wielu zagadnień, skłaniających do bardzo poważnych refleksji.
Chcąc zorganizować pomoc, w trakcie mojego 2-tygodniowego pobytu natknąłem się na wiele problemów, które wynikają ze stylu życia Filipińczyków - to bardzo przyjacielski naród, który potrzebuje jednak ogromnej pomocy w zakresie szeroko pojętej edukacji i nie tylko.

Na ten moment nie wiem, jak wygląda system edukacji na Filipinach, ale widać, że coś jest mocno nie tak w temacie sztandarowe przykłady, to zaczepianie białych na ulicy okrzykiem "Hey Joe!". Czuje się w tym posmak drwiny, a zarazem chęci do nawiązania kontaktu przy jednoczesnym zawstydzeniu - bombowa mieszanka! Mimo że przez wieki byli tu Hiszpanie, przez kilkadziesiąt lat Amerykanie, a od wielu lat przybywa tu masa turystów, to cały czas czuje się, że jesteśmy odbierani, jako "obcy" z innej planety. Między sobą Filipińczycy nawołują się poprzez sygnał "ccccsssstttttttttt" - niestety tak jak na ciągłe trąbienie, prawie nikt nie reaguje. Nie wiadomo kto, na kogo i dlaczego syczy. Szczególnie przy poziomie hałasu jaki tu panuje.

Wszechobecna jest bieda, będąca nieodłączną częścią życia społecznego. Skrajne ubóstwo (żebracy, niepełnosprawni, bezdomni) jest tutaj zawsze obok nas - na ulicy, w środkach transportu, bazarach, pod sklepami, obok kościołów. Bywając w stolicy regionu Visaya - mieście Cebu - w środku nocy zawsze obstępują mnie kilkuletnie, bose, brudne i prawie nagie dzieci, wołając "Buy sampaguita my friend!". Sprzedają kwiaty, będące symbolem narodowym Filipin. Pytam się wówczas w duchu - Gdzie są wasi rodzice, w środku nocy, kiedy wy pracujecie? Niestety odpowiedź jest jednoznaczna - odpoczywają lub "robią" w tym czasie nowe "narzędzia" do zarabiana pieniędzy.

Filipiny nigdy nie zasypiają, nawet małe dzieci nie śpią regularnie - ma na to wpływ wysoka temperatura, harmider, no i oczywiście kultura życia.

Innym zaś przykładem jest obraz młodzieży . Większość 20-letnich kobiet ma już dziecko, które najczęściej wychowuje matka. Oczywiście nie ma tu rozwodów, bo to kraj katolicki, więc albo był to "wypadek przy pracy", przed ślubem, którego nigdy nie będzie (zazwyczaj partner również zniknął z życia kobiety), albo młodzi ludzie są w separacji.

W czasie, gdy jej matka zajmuje się dzieckiem, młoda Filipinka poszukuje szansy na znalezienie dla siebie i dziecka amerykańskiego paszportu - poprzez internet lub nawiązując bezpośrednie kontakty z obcokrajowcami, obecnymi na Filipinach, również podczas pobytów za granicą, najczęściej zarobkowych.

Niestety Filipiny są doskonałym obrazem nagromadzenia problemów nowożytnego świata, do którego nieuchronnie zmierza nasza cywilizacja - jeśli chcemy zobaczyć, co czeka społeczeństwa, które nie obudzą się z letargu i nie zadadzą sobie kluczowych pytań, zapraszam wszystkich na Filipiny.







sobota, 30 listopada 2013

"Camera Man"

I think I'm in the Philippines for the 10th time in my life (I don't count, cause I lost track of it already). Traveling constantly for 10 years, practically anywhere feels like home - because actually all visited places are my home. Like gypsies in Europe or in Africa's Tuaregs, I have no fpermanent residence.

I stayed in Manila. I found a wonderful family who helps me in achieving my mission. They're wonderful people, for now not too rich but very hardworking .. For several months they've been running a small sushi restaurant. With all my heart I wish them lots of success. From time to time, the youngest member of this family - two years Jerlaine helps me with my work (she can already operate my cameras to some extend) and of course in the free time, she poses like a top model :)

I have a great location here – next to four NAIA airport terminals and the military base Villamor Air Base which now supports help for victims of disasters in Takloban and on the island of Bohol. Few people know that in addition to the typhoon, there was also an earthquake. Probably after visiting "chocolate hills" and the floating restaurants on Loboc River, I'll have more current information about this sad event. Especially, that in February 2013 (this year), I spent there a few wonderful days with my daughters. We wondering now even, How right next to those aggrieved people, the marvelous tarsiers can feel - endemic animals that are impossible to transfer to other places ( they are born, live and die all in the same territory). Propably they were the inspiration for Steven Spielberg at the film E.T.

I'm getting ready to start a documentation of bigger cities and most intriguing parts of the Philippines, but so far I can't find an assistant, and traveling alone combined with the simultaneous making of a movie and photos, is impossible to do. I don't know local languages also, and unfortunately not all inhabitants of the archipelago speak English, so my assistant will also be a translator and a conférencier at the same time (during the interviews performed).

Filipinos tend to call white people "Hey Joe", because everyone that is not Asian, is associated , for most of them, with American - but slowly I achieve a success. Most of friends from the street found out from me that this isn't a polite form of accosting and now they call me by my name or call the "Camera Man”.

In the capital of the Philippines, the effects of the tragedy are heardly noticeable. Filipinos are very cheerful people. They help each other with a smile on their faces and still sing their beloved karaoke – anywhere they can. Among the local people there is already a joke going around. Sometimes I hear how they call each other - Hey, the victim of "Yolanda", or they show me a friend and say - "Sir, take a look - this is a victim of Yolanda" - what to do? These people just can't worry about it :)

I feel that now I have found in my life a new path. Travelling and photographing combined with empathy give me no choice. After returning from the Philippines, I'm going to begin a series of exhibitions of photos and film projection about the Philippines, what will be the beginning of my charity work. After its first successes probably I will run a foundation. I'm sorry to write, but in the view of actions of politicians, officials and those people alike in my country, I'm sure I won't register it in Poland. I was born in Gdansk and raised on the myths of the liberation movements of Solidarity and KOR (Workers' Defense Committee). After years in my adult life, over 20 years of doing business, paying huge taxes and social security contributions (compulsory social insurance), watching the mess and poverty in my country, I'm not going to live in Poland any longer. I also know that religion and politics are the outdated toys for adults. The only pity is that society can't come up with alternative solutions to policy. 

I 'm not excessively crazy about helping animals. I avoid people who won't give their sick father - a piece of bread, but cry when they see a fly killed on the windscreen of their car. Thought I can't pass impassive seeing dogs which don't have access to water, and some are attached to the chain too short to be able to lie down - I ask then: WHY? Sometimes I just want to find the man who did it, and offer him a one week of life of such dog.

Let everyone keep their faith, beliefs and other values for themselves and on the outside would take care of the proper relations between people. Traveling around Asia, always with horror and great sadness in my heart I observe "operations from the south". This applies particularly to the region of ​​Songkhla in Thailand (bomb attacks in Hat Yai) and the region of Mindanao in the Philippines (attacks and killings in Zamboanga, Sulu islands (Basilan, Tawi-Tawi).

That's why I'm here and now - in the Philippines!














Chyba dziesiąty raz w życiu jestem na Filipinach (nie liczę, bo straciłem rachubę). Podróżując stale od 10 lat, praktycznie wszędzie czuję się jak w domu - bo tak naprawdę odwiedzane miejsca są moim domem. Podobnie jak cyganie w Europie, czy tuaregowie w Afryce nie mam już stałego miejsca pobytu.

Zatrzymałem się w Manili. Znalazłem wspaniałą rodzinę, która pomaga mi w realizacji mojej misji. To cudowni ludzie, na razie niezbyt bogaci ale za to bardzo pracowici.. Od kilku miesięcy prowadzący małą restaurację sushi. Z całego serca życzę im wielu sukcesów. Od czasu do czasu w mojej pracy pomaga mi też najmłodszy członek tej rodziny - dwuletnia Jerlaine (potrafi już nawet częściowo obsługiwać moje aparaty fotograficzne) i oczywiście w wolnych chwilach pozuje mi, jako topowa modelka :)

Mam tutaj wspaniałą lokalizację - obok 4 terminali lotniska NAIA i bazy wojskowej Villamor Air Base obecnie obsługującej pomoc dla ofiar klęsk w Taclobanie i na wyspie Bohol. Mało kto wie, że oprócz tajfunu, zdarzyło się tutaj trzęsienie ziemi. Zapewne po wizycie wśród "czekoladowych wzgórz" i pływających restauracji na rzece Loboc będę miał więcej bieżących informacji o tym smutnym wydarzeniu. Szczególnie, że w lutym 2013 (tego roku) spędziłem tam kilka wspaniałych dni z moimi Córkami. Zastanawiamy się teraz nawet jak obok poszkodowanych ludzi, czuja się tam przecudowne wyraki - endemiczne zwierzątka, niemożliwe do przeniesienia w inne miejsca (rodzą się, żyją i zdychają zawsze na tym samym terytorium). Prawdopodobnie były natchnieniem dla Stevena Spielberga przy realizacji filmu E.T.

Szykuję się do rozpoczęcia dokumentacji większych miast i najciekawszych zakątków Filipin, ale jak na razie nie mogę znaleźć Asystentki, a podróżowanie w pojedynkę w połączeniu z jednoczesnym robieniem filmu i zdjęć, jest niewykonalne. Nie znam też tutejszych języków, a niestety nie wszyscy mieszkańcy tego archipelagu mówią po angielsku, tak więc moja Asystentka będzie też tłumaczem i konferansjerką zarazem (podczas przeprowadzanych wywiadów).

Filipińczycy mają zwyczaj wołania do białych ludzi "Hey Joe", bo każdy nie Azjata kojarzy się, większości z nich, z Amerykaninem - ale powoli osiągam sukces. Większość znajomych z ulicy dowiedziała się ode mnie, że jest to niekulturalna forma zaczepiania i obecnie wołają do mnie po imieniu lub nazywają "Camera Man".

W stolicy Filipin nie czuje się zbytnio skutków tragedii. Filipińczycy to wesoły naród. Pomagają sobie wzajemnie z uśmiechem na twarzy i nadal śpiewają swoje ukochane karaoke - kiedy i gdzie tylko się da. Wśród miejscowej ludności zaczyna już nawet krążyć żart. Czasami słyszę, jak przezywają się - Hej, ofiaro "Yolandy", albo pokazują mi znajomego i mówią mi - "Sir, take a look - this is a victim of Yolanda" - cóż zrobić? Ci ludzie po prostu nie potrafią się zamartwiać :)

Czuję, że obecnie znalazłem w moim życiu nową drogę .Podróżowanie i fotografowanie w połączeniu z empatią nie dają mi wyboru.Po powrocie z Filipin rozpocznę serię wystaw zdjęć i projekcję filmu o Filipinach, co stanie się początkiem mojej działalności charytatywnej. Po jej pierwszych sukcesach zapewne uruchomię fundację. Przykro mi to pisać, ale mając na względzie działania polityków, urzędników i tym podobnych ludzi w moim kraju, na pewno nie zarejestruję jej w Polsce. Urodziłem się w Gdańsku i wychowałem na mitach ruchów wyzwoleńczych Solidarności i KOR-u (Komitetu Obrony Robotnika). Po latach dorosłego życia, ponad 20 letnim prowadzeniu działalności, zapłaceniu olbrzymich podatków i składek ZUS (obowiązkowego ubezpieczenia społecznego), obserwując bałagan i biedę w moim kraju, nie zamierzam mieszkać już dłużej w Polsce. Wiem też, że religia i polityka są przestarzałymi zabawkami dla dorosłych. Szkoda tylko, że społeczeństwa nie potrafią wymyślić alternatywnego rozwiązania dla polityki. 

Nie mam przesadnego szaleństwa na punkcie pomagania zwierzętom .Stronię od ludzi, którzy nie zaniosą choremu ojcu kawałka chleba, a płaczą na widok muchy, zabitej na szybie samochodu. Nie mogę jednak przechodzić obojętnie obok psów, które nie mają dostępu do wody, a niektóre przywiązane są do zbyt krótkiego łańcucha aby mogły się położyć - pytam się: DLACZEGO?! Czasami mam ochotę znaleźć człowieka, który to zrobił i zaproponować mu jeden tydzień życia w stylu takiego psa.

Niech każdy trzyma swoją wiarę, przekonania i inne wartości dla siebie, a na zewnątrz dba o właściwe relacje między ludźmi . Podróżując po Azji zawsze z przerażeniem i wielkim smutkiem w sercu obserwuję "działania od południa". Dotyczy to szczególnie rejonu Songkhla w Tajlandii (zamachy w Hat Yai) i regionu Mindanao na Filipinach (ataki i zabójstwa w Zamboanga, wyspach Sulu (Basilan Tawi-Tawi).

Dlatego właśnie jestem tutaj i teraz - na Filipinach!










         Jeśli macie ochotę zobaczyć więcej moich zdjęć -zapraszam wyżej , do zakładki "Manila Today"